niedziela, 19 lipca 2015

Od Nikołaja cd. Marcusa

Skrzywiłem się na samą myśl o zwierzętach. Obecność towarzyszów Marcusa przyprawiała mnie o zawroty głowy, ale nie chciałem mu tego mówić. Nie żebym się przejmował tym, co pomyśli albo jak się poczuje. Nie miałem siły na dyskusję o tym, jakie to zwierzęta są i dlaczego ich nie lubię, dlatego też odpowiedziałem krótko i na temat:
- Nie mam żadnych. A ty nie masz ich zbyt wiele? Dajesz z nimi radę? - powstrzymałem dreszcz, gdy pies otarł się o moją nogę. Odgoniłem go ruchem dłoni na tyle dyskretnie, aby Marcus nie zauważył. Pies niestety nie odszedł, a jedynie polizał mi palce. Wzdrygnąłem się, odpychając zwierza nogą. Marcus w tym czasie cały czas coś mówił, jednak nie miałem jak go słuchać. Pies tutaj, słowa gdzie indziej. Uwagę mam podzielną, ale nie po kielichu.
- Spadaj - warknąłem pod nosem do psa. Zamerdał ogonem. Pacnąłem się dłonią w czoło, zwracając tym samym uwagę Marcusa na to, co robię.
- Słuchasz mnie? - zapytał. Spojrzałem na niego z nieco nierozumnym wyrazem. Nie wiedziałem, co mówił od kilku minut, zajęty psem odciąłem się od świata.
- Tak, tak, mów dalej - wskazałem dłonią, by mówił dalej, kątem oka sprawdzając, co robi jego zwierz. Siedział za moim krzesłem i patrzył na mnie, wciąż merdając ogonem. Nie wytrzymałem, widząc radosne oczy łypiące na mnie cały czas.
- Nie możesz czegoś z nim zrobić? - zapytałem, przerywając tym samym wypowiedź Marcusa. Spojrzał na mnie zaskoczony, widać było, że nie do końca zrozumiał, o co mi chodzi. - Przyczepił się do mnie i nie chce odejść!
- Wystarczyło go odepchnąć - parsknął pod nosem ze śmiechem. Spojrzałem na niego spode łba. "No jakbym tego nie robił, wiesz?" - pomyślałem wściekle, ale zdecydowałem się nie wszczynać kłótni.
- Chyba nie lubisz zwierząt, co? - zapytał nagle. Wzruszułem ramionami w odpowiedzi na pytanie, kończąc napój w ostatniej szklance. - Od co najmniej 7 minut siłowałeś się z nim, próbując nie dotykać jego sierści. Wystarczyło powiedzieć. - Zaśmiał się całkiem głośno, przywołując psa do siebie. Przeszył mnie dreszcz złości. Śmiał się ze mnie? Co to, to nie.
- Zamknij się - mruknąłem, marszcząc brwi. Skrzyżowałem ramiona na piersi i oparłem się o oparcie krzesła.
- Ło, ło! Spokojnie tygrysie, co tobie? - odsunął nieco krzesło od stolika.

Marcus? Co powiesz na zdenerwowanego Nikołaja, dodatkowo upitego? ;>

piątek, 17 lipca 2015

Od Marcusa CD Nikołaj'a

Przypatrzyłem się co robi. No cóż nie będę mu tego zakazywać, bo sam jestem uzależniony. A właśnie o wilku mowa, zachciało mi się palić.
-To skomplikowane. - rzekłem w odpowiedzi, sięgając do kieszeni końcu wyciągnąłem upragnionego papierosa.
-Widzę że nie tylko ja tutaj jestem od czegoś uzależniony. - prychnął, bawiąc się palcami. Spojrzałem na niego. Trzymając papierosa w ustach wyjąłem zapałki i po chwili delektowałem się smakiem tytoniu.
-Zależy jak na to patrzysz. - poprawiłem włosy przeczesując je. - ja mogę je rzucić od tak...
-To zrób to teraz. - podniósł jedną brew do góry, niby się zaśmiał niby nie... czasem go rozgryźć nie mogłem.
-Ale wiesz, mam lenia... po prostu mi się nie chce. - opadłem na oparcie krzesła.
-Dobra, dobra lepiej powiedź coś o sobie.
-No więc, dziewiętnastoletni gnojek który usiłuje zamaskować swój talent do śpiewania. Nie umiem żyć normalnie, poważnie, niby czasem jestem poważny... ale jednak jestem dość szalony, sam widzisz po stylu ubierania się. - zaprezentowałem siebie rękoma. - Tak na prawdę mam na imię Kwon, jestem Koreańczykiem z dużym zasobem językowym. Czemu się ukrywam pod Imieniem Marcus? nie wiem, może z własnej wygody, może tak mi pasuje... a może po prostu obawiam się że nikt mnie nie zaakceptuje, z moim imieniem. Czasem usiłuje się wpasować w tłum, ale najprościej nie umiem. Dawno sobie odpuściłem lamentowanie, nad sobą, użalanie się jak to mi jest źle... bo to normalnego życia nie przywróci. Mam trzech idiotów którzy pomagają mi nie oszaleć. - gwizdnąłem przeciągle. Po chwili zbiegły się dwie pokraki a trzecia przyfrunęła i klapnęła na mym ramieniu, kot wlazł na stół układając się na nim a pies zaczął węszyć. - tylko oni mi zostali. Pomogą mi ciebie zawlec do twojego kąta.
-Ale ja nie jestem pijany. - oburzył się.
-Jeszcze nie. - uśmiechnąłem się pod nosem. - ty nie masz żadnych zwierzaków?

Nikołaj?

środa, 15 lipca 2015

Od Nikołaja cd. Marcusa

Siedzieliśmy w niewielkim, z lekka zaniedbanym barze, który prawdopodobnie niegdyś był całkiem popularną restauracją, jeszcze za pamiętnych czasów sprzed katastrofy.
W pomieszczeniu było maksymalnie 6 lub 7 stolików, natomiast ludzi od pieruna. Wcisnęliśmy się do stolika w najdalszym krańcu baru, by uniknąć bójek i tłoku.
Zamówiłem sobie dwie szklanki bimbru, jako że bar oferował ten alkohol za darmo. Marcusowi załatwiłem szklankę czystej za pół ceny. Musieli ją najwidoczniej z czymś zmieszać przez przypadek, bo chłopak wydawał się nieporuszony smakiem napoju.
Jego pytanie o mój pseudonim dotarło do mnie dopiero po chwili, ponieważ wpatrzony w ładną barmankę odciąłem się na jakiś czas od rzeczywistości.
- Wołają na mnie Halo - odpowiedziałem, trzymając szklankę przy ustach. - Nie pytaj nawet dlaczego, sam nie wiem. Znajomy kiedyś tłumaczył mi to tym, że lubię zwracać na siebie uwagę, a słowo "halo" właśnie tak działa.
- No proszę, taki poważny jesteś, a lubisz towarzystwo innych? - zaśmiał się cicho, kładąc łokcie na blacie. - Kto by się spodziewał?!
- Nie lubię zwracać na siebie uwagi! - krzyknąłem. W tej samej chwili kilka osób zwróciło wzrok w naszym kierunku. Marcus chwilę spoglądał dookoła, po czym wybuchnął śmiechem. Złapał się za brzuch, prawie spadając z krzesła. Ludzie dalej na nas patrzyli, dlatego by odpędzić ich upierdliwe spojrzenia, zdjąłem z pleców strzelbę i oparłem ją o krzesło tak, by wszyscy moje cudeńko widzieli. Natychmiast każdy z gapiów odwrócił wzrok.
- Strasznie nieprzyjemny z ciebie koleś. Przynajmniej przez jakiś czas - wydyszał Marcus, gdy opanował napad śmiechu i wrócił do normalnego stanu.
- Praca Stalkera wymaga opanowania i wiecznie wściekłej twarzy.
- Tak jakby mutanty miałyby się zmarszczonych brwi wystraszyć - parsknął lekceważąco.
- Nie, nie, nie chodzi o mutanty, a o ludzi. To oni tutaj stanowią największe zagrożenie w szeregach Stalkerów. Nieudacznik spartoli robotę, za to można takich łatwo kontrolować i to moje zadanie - wyjaśniłem, uśmiechając się przy tym.
- Sprawia ci przyjemność pomiatanie innymi? - Marcus zerknął na mnie z nieco niepewną miną.
- Jakby na świecie nie było innych przyjemności, to może i byłoby to miłe. Ale że są takowe nawet w metrze, to raczej pomiatanie innymi jest po prostu jednym z zadań w pracy - wzruszułem ramionami, sięgając po szklankę z bimbrem. Była ona pełna do połowy (a może pusta w połowie?), mimo to wyzerowałem na raz, a szklanka mała nie była.
Sięgnąłem do kieszeni po niewielkie pudełeczko po zapałkach, wysunąłem je i wyjąłem małą, białą tabletkę przeciwbólową. Ta niestety nie służyła do przeznaczonych jej celów.
Rozkruszyłem trzy tabletki na serwetce widelcem, po czym wsypałem sobie proszek do ust z dużym zamachem. Spojrzałem na Marcusa kątem oka, gdy szykowałem kolejne dwie tabletki do rozkruszenia. Chłopak wydawał się bardzo zdziwiony.
- Co? - mruknąłem.
- Nie za dużo tego? - zapytał, krzyżując ramiona na piersi.
- Nałogowcom nie można zabierać ich zabawek, pamiętaj o tym, jeśli wpadnie ci do głowy jakiś głupi pomysł - uśmiechnąłem się, wsypując sobie do ust kolejną porcję proszku. Ulga i przyjemność były natychmiastowe.
- Nie szkoda ci tyłu leków? Mógłbyś za to kupić sobie fajną broń - powiedział - lekomanie. - Dodał dobitnie. Obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem, ale postanowiłem udać nieporuszonego i obojętnego, dlatego uśmiechnąłem się tylko pod nosem, jak gdyby nigdy nic.
- Dosyć gadania o mnie. Powiedz coś o sobie - wskazałem na niego dłonią.
- Nie wyglądasz na takiego, co chce słuchać o innych - zauważył, marszcząc brwi. Zaśmiałem się.
- Jeszcze dwie szklanki i kilka działek leków temu nigdy bym o coś takiego nie poprosił - z tymi słowami pomachałem do barmanki, by ta przyniosła nieco więcej alkoholu.

Marcus? Jest alkohol, jest zabawa, rajt?

wtorek, 14 lipca 2015

Od Marcus'a CD Nikołaj'a

  Bez żadnych sprzeczek zgodziłem się czegoś napić. Chociaż nie wiedziałem co to za trunek, ale ważne że chociaż trochę się zrelaksuję... to prawda, byłem już trochę zmęczony. Ale za to miałem manie przebierania się. Kiedy wyszliśmy za próg, zauważyłem swój ,,pokój''.
-Poczekasz na mnie? muszę się przebrać.
-Co ty tak... - zaśmiał się. - no dobra leć, poczekam.- Podziękowałem mu i po chwili zniknąłem za własnymi drzwiami. Podszedłem do szafy, uchyliłem drzwiczki i po chwili zacząłem wertować w ciuchach. Między czasie, zastanawiałem się... jakby nie było całej tej apokalipsy czy czego, byłym piosenkarzem i modelem, nadawałbym się do tego. Uśmiechnąłem się na samą myśl. Mój zaplanowany w wyobraźni strój wcielał się w życie. Po chwili wyglądałem tak: Wena twórcza.
Podszedłem do lustra, poprawiłem jeszcze czapkę i wyszedłem.
-Już. - rzekłem do Nikołaja, po chwili zmierzaliśmy do upragnionego miejsca.
-Ty chyba lubisz się tak przebierać prawda? - zapytał po chwili.
-Uwielbiam. - uśmiechnąłem się pod nosem. Nawet się nie obejrzałem a dotarliśmy do owego miejsca. Wzięliśmy dwa trunki, cały czas zastanawiałem się co to takiego, ale okazało się być nawet dobre.
-Masz jakieś przezwisko? - zapytałem, powoli sącząc napój.

Nikołaj? coś mi tak ta wena ucieka... ale spokojnie poprawie się ^^

Od Nikołaja cd. Marcusa

Zerknąłem na niego kątem oka. Przeskanowałem wygląd Marcusa - faktycznie był ubrany... inaczej. Bardzo nie pasował w tym eleganckim, błyszczącym stroju do stylu metra, ale nikt nie mógł mu zabronić się taj ubierać. Co wciąż było dziwne - przynajmniej dla mnie.
- Tu jest więcej dziwolongów niż ci się wydaje - odpowiedziałem na pytanie, kładąc kask na ziemi i zdejmując czarne grube rękawiczki. Wszystko mnie bolało. - Taki ja, też nie lubię wyglądać jak reszta, ale czasami trzeba.
- W tym momencie przecież wyglądasz jak "reszta" - zauważył, zsuwając się nieco na krawędź krzesła.
- W tym momencie - powtórzyłem ze śmiechem.
- Odpwoiedz wreszcie jaśniej i dłużej, ta rozmowa wcale nie sprawia żadnej przyjemności - mruknął Marcus. Spojrzałem na niego, wyglądał na zmęczonego.
- Metro to nie miejsce na rozmowę o modzie. Jak długo jesteś na warcie?
- Tutaj? Niedługo. Ale wcześniej miałem jeszcze zmianę przy innym tunelu. Czemu pytasz?
- Wyglądasz jakbyś zaraz miał spaść z tego krzesła - parsknąłem ze śmiechem. - Wystarczy tej pracy na dzisiaj, idziemy się napić czegoś dobrego? Jeśli rozumiesz o czym mówię - wstałem. Rozsunąłem suwak pośrodku kombinezonu i zdjąłem go. Oczywiście pod czarnym strojem miałem na sobie dżinsy i koszulkę, które zdobyłem podczas ekspedycji.
Każda misja wyglądała zawsze tak samo.
Rozdzielenie się pod pretekstem sprawdzenia większego terenu. Pozostawienie przydzielonego mi towarzysza na pastwę losu. Wtargnięcie do niezrujnowanego domu i wybranie sobie najładniejszych ubrań. Przebranie się i powrót do grupy. Rutyna ta weszła mi w krew na tyle, by widok wcześniej pozostawionego towarzysza leżącego na ziemi bez różnych części ciała nie wywierał na mnie najmniejszego wrażenia. Jestem potworem? Póki nikt nie wie o moich poczynaniach, nikt nie ma prawa nazwać mnie potworem.

Marcus?

Od Marcusa CD Nikołaj'a

Przypatrzyłem mu się chwilkę, a po chwili dotarło do mnie że zadał mi pytanie.
-Mógłbyś powtórzyć? - zapytałem drapiąc się z tyłu szyi.
-Czy masz coś do picia? - zmrużyłem oczy. 
-Myślisz że ci dam? - znowu zaczynałem się droczyć, uwielbiam to!
-No nie wiem... mam taką nadzieję. Pić mi się chce. - westchnął. 
-Może mam, a może nie mam. Zależy. 
-Od czego?
-Od tego, czy mam humor. - zauważyłem jak już mu puszczają nerwy. Nie wytrzymałem zacząłem się śmiać, a ten popatrzył się na mnie jak na wariata. Śmiejąc się dalej, sięgnąłem za krzesło i podałem mu butelkę. - masz pij. 
-Dziękuje. - odpowiedział i zaczął pić, kiedy skończył oddał mi wodę, chwyciłem i zacząłem się zastanawiać. 
-Czekaj. Ja tobie powiedziałem imię, ale ty mi nie. Więc twoja godność. 
-Nikołaj. - przerzucił kask pod drugą pachę.
-Ach tak. - zerknąłem na jego ubiór- czy tylko ja chodzę ubrany inaczej?  

Nikołaj? 

sobota, 11 lipca 2015

Od Nikołaja CD. Marcusa

Wyszedłem z cienia, stając jednak wciąż nieco za plecami jasnowłosego. Patrzył na mnie przez ramię, spojrzenie miał całkiem zaskoczone, jak gdybym był pierwszym człowiekiem, którego zobaczył po wielu latach osamotnienia.
- Strażnicy mogą śpiewać? Czy to nie przeszkadza wam w obowiązkach? - zapytałem, wciąż stojąc nieco za mężczyzną. Ten przestał na mnie patrzeć, z powrotem spoglądając wgłąb tunelu.
- Nie wiem, co w tym mogłoby przeszkadzać - odparł.
- Ano pewnie to, że nie słychać kroków, które mogą pochodzić od ewentualnych gości. Chcianych czy niechcianych.
- Fajnie, cieszę się, że uznajesz mnie za niedorozwój - warknął, zaciskajac dłonie na broni. - Gdybym nie wiedział podstaw, nikt by mnie nie postawił na warcie.
- Najwidoczniej popełnili błąd - mruknąłem. Na te słowa mężczyzna spojrzał na mnie wściekle, ale niczego nie powiedział. - Twoja godność?
- Marcus jestem - odpowiedział po krótkim namyśle. Prawdopodobnie zastanawiał się nad tym, czy można mi zaufać. Pewnie zorientował się, ze Stalkerom można. A skąd wiedział, że ja Stalker? Zapewne na pewno dlatego, iż ubrany byłem w czarny ogromny kombinezon przeciwpromienny
, a pod pachą taszczyłem ze sobą kask policyjny, wzmocniony dodatkowymi warstwami, by nic nie zraniło głowy. Kask miał już swoje najlepsze dni za sobą - rysy, uszczerbienia i plamy na czubku kasku wskazywały na jego częste używanie.
- Marcus strażnik? W sumie czemu nie-  wzruszułem ramionami i podszedłem wreszcie do mężczyzny, siadając obok jego krzesła na ziemi.
- Masz coś do picia? - spytałem.

Marcus? Co robimy? ;>

Od Vanessy cd Kaia

- Dziwny typ- westchnęłam i wróciłam do jedzenia. 
Nagle obok mnie pojawiły się moje pupile. U śmiechnęłam się i rzuciłam każdemu po takimsamym kawałku mięsa. Psy zamerdały ogonem, a Vixen pogładził mnie dziobem po policzku. Szybko przyszły też psy Kaia. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Siedzieliśmy tak w ciszy, aż nagle Vanessa usnęła. [...] Nastał wieczór i kolacja, dziewczyna kazała mi iść już zająć stolik, a ona poszła przemyć twarz, tak też zrobiłem. Wziąłem dla nas dwa dania, które swoją drogą wyglądały całkiem smakowicie i zająłem stolik. Po chwili Vanessa siedziała już obok mnie i zajęliśmy się jedzeniem. Nagle, podszedł do nas Eric, jeden ze zwiadowców, usiadł naprzeciwko nas.
- Twoja dupa? - spytał wskazując wzrokiem na dziewczynę.
- Nie, moja księżniczka. - odpowiedziałem.
- Dlaczego ty z nią jesteś?
- Bo ją kocham.
- Ma fajne cycki? - zadawał kolejne, dziwne pytania.
- Ma cudne oczy.
- Zaimponowała ci w łóżku? - spytał, Vanessa spojrzała na mnie zdziwiona.
- Słodko wygląda, gdy śpi. A teraz już idź, chcemy zostać sami.
Chłopak zaśmiał się ironicznie i poszedł.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Kocham cię... - wyszeptałam. 
Sama nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po jakiejś godzinie. Kai przez ten cały czas siedział w bezruchu. Przetarłam delikatnie oczy wierzchem dłoni. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na twarz chłopaka. Widniał na niej delikatny uśmiech. Odwzajemniłam gest kładąc głowę na jego kolanach. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

- No nie wiem, a co się może stać? - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Powinniśmy myśleć pozytywnie, ja tam wierze, że za jakiś czas się stąd wydostaniemy. - powiedziałem.
- Oby... - westchnęła.
Również westchnęłam, Nessy wtuliła się we mnie, a ja, objąłem ją ramieniem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Wtuliłam się bardziej w chłopaka. Poczułam takie przyjemne ciepło w środku. Jednak znowu ogarnęły mnie wątpliwości. 
- Kai... - zaczęłam niepewnie. 
- Tak?- pocałował mnie w czoło. 
- Co jeśli świat będzie już taki na zawsze... Co jeśli sytuacja na powierzchni się nie poprawi...- przymknęłam lekko oczy. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Odwzajemniłem pocałunek, tym samym go przedłużając. Gdy się od siebie odsunęliśmy, spojrzałem jej w oczy i lekko się uśmiechnąłem, zrobiła to samo. To tylko piękny sen czy to się dzieje naprawdę? Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu, a ja chwyciłem jej dłoń i pocałowałem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Nie byłam do końca pewna, co się przed chwilą stało. Patrzyłam na niego lekko zdezorientowana. 
- W-wybacz... - wyjąkał speszony i odwrócił wzrok. 
- Nic się... nie stało... - nadal byłam jak w jakimś amoku. 
Jednak gdy się po chwili ogarnęłam wszystko do mnie dotarło. Widziałam jak Kai się rumieni. Złapałam delikatnie jego podbródek i odwracając w swoją stronę odwzajemniłam wcześniejszy pocałunek. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Patrzałem ślepo przed siebie, cicho westchnąłem i skierowałem wzrok na Vanessę. Wzrokiem zbadałem jej twarz, zrobiła to samo.
- Wszystko w porządku? - spytała.
- Nie wiem... - pokręciłem przecząco głową, dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. - Bo... Cię... Kocham. - powiedziałem i niepewnie ją pocałowałem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Przepraszam... To przeze mnie jesteś w takim stanie... Lepiej już wracajmy- powiedziałam pomagając mu wstać.
Jednak gdy tylko się wyprostował syknął z bólu, toteż szliśmy powoli. Kiedy dotarliśmy do naszej stacji Kai usiadł gdzieś pod ścianą. Usiadłam obok niego i wyjęłam coś podobnego do chusteczki. Zwilżyłam materiał w wodzie i ostrożnie zaczęłam wycierać stróżkę cieczy, która zdążyła zaschnąć na skórze. 

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

Równie dobrze mogłem go zabić. Ale nie potrafiłem. Nie potrafię zabić człowieka. Właśnie za to się nienawidzę. Za swoją wrażliwość. Po chwili, również przytuliłem dziewczynę.
- Nie musisz dziękować, naprawdę. - również szepnąłem i po chwili, przymknąłem oczy.

Vanessa? Obiecuję, że następnym razem będzie dłużesze :*

Od Vanessy cd Kaia

Osunęłam się powoli w dół, opierając plecami o ścianę. Jeszcze chyba nigdy w życiu tak się nie bałam. Tamci dwaj goście nie byli zbytnio zadowoleni z obrotu spraw. Jeden z nich podszedł do Kaia i łapiąc za kołnierz koszulki podniósł lekko do góry. 
- Nie wtrącaj się w sprawy dorosłych knypie- warknął.
- Lepiej dla ciebie szczeniaku jeśli teraz odejdziesz- dodał drugi.
- Tylko że to jest też moja sprawa- mruknął chłopak, na co w odpowiedzi dostał pięścią w brzuch.
Kai zgiął się w pół, więc mężczyzna go puścił. Bałam się teraz jeszcze bardziej niż przedtem. Zaciągnęli go gdzieś dalej. 
- Zajmij się nim- mruknął ten pierwszy zbliżając się do mnie, na co drugi przytaknął głową.
Zza rogu ostrożnie wyłoniła się Lou. Widząc niebezpieczeństwo chciała zaatakować, ale lekko ją odepchnęłam. Była za mała. Facet był coraz bliżej. Kiedy stał już nade mną, złapał mnie za nadgarstki podnosząc do góry i przyciskając do ściany. To był najgorszy dzień w moim życiu. 
- Nevil, ja już muszę iść. Zaraz mam misję- mruknął tamten drugi.
- Dobra, ale nie wiesz co tracisz- zaśmiał się facet zwany Nevilem.
Zamknęłam oczy. Nie chciałam już na to patrzeć. Czułam jego oddech coraz bliżej. Nagle poczułam jak puszcza moje nadgarstki, co mnie nieco zdziwiło. Otworzyłam delikatnie oczy. Ten cały Nevil leżał na podłodze. Spojrzałam na Kaia. Z ust ciekła mu stróżka krwi i jedną ręką trzymał się za brzuch. Mężczyzna miał lekko rozciętą rękę. Patrzył na chłopaka z lekkim przerażeniem, po czym uciekł. Chłopak w drugiej, wolnej ręce, trzymał ostro zakończony kamień. Widząc że napastnik uciekł wypuścił go z ręki, opadając na kolana i spuszczając lekko głowę. Powoli podeszłam, siadając naprzeciwko niego. Wyglądał jakby był czymś zmartwiony. Delikatnie uniosłam jego podbródek do góry i ostrożnie przytuliłam.
- Dziękuję... Dziękuję że mnie uratowałeś...- wyszeptałam cicho, wtulona w jego koszulkę.

Kai? się rozpisałam 

Od Kaia do Vanessy c.d

Uśmiechnąłem się lekko. [...] Po dość długim czasie poszliśmy się odświeżyć. Wróciłem do naszej stacji a Vanessy nie było. Mijały godziny, a jej nadal nigdzie nie było widać. Zacząłem się martwić więc postanowiłem ją poszukać. Łaziłem po stacjach, nigdzie jej nie było. Dopiero na najbardziej osamotnionej i praktycznie nigdy nie odwiedzanej stacji ją znalazłem. Lecz nie była tam sama. Byli z nią jakiś dwaj faceci, mieli może z 38 lat, nie kojarzyłem ich. Dobierali się do przestraszonej, zapłakanej Vanessy, usiłowali ją zgwałcić. Szybko ruszyłem w ich stronę, odepchnąłem jednego i drugiego, po czym zasłoniłem dziewczynę sobą, poczułem, jak ta kurczowo łapie się mojej koszulki.

Vanessa? :*

piątek, 10 lipca 2015

Od Vanessy cd Kaia

Kiedy się obudziłam, Kai już nie spał. Przetarłam lekko oczy wierzchem dłoni. Zorientowałam się że leżałam wtulona w niego. Jednak nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Ale dla pewności trochę się odsunęłam. 
- Nie nie, możesz tak leżeć jak ci wygodnie- powiedział spokojnie, na co z powrotem się do niego przytuliłam. 
- Dzięki, po prostu... Czuję się tak bezpiecznie... - wyszeptałam nieco stłumionym głosem. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

- Tak, masz rację. - lekko się uśmiechnąłem.
Dziewczyna zamknęła oczy, zrobiłem to samo. Usnęliśmy. [...] Obudziłem się nad ranem, Vanessa leżała przytulona do mnie, spała. Nie chciałem jej budzić, więc pozostałem tak bez ruchu.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Nie. Jakoś znowu nie mogę zasnąć- wyszeptałam przecierając ręką oczy. 
Chłopak przytaknął głową. Trwaliśmy tak w ciszy. Kai położył się obok mnie, twarzą w moją stronę. 
- Lepiej już śpijmy. Wczoraj też nie spaliśmy, więc jutro będziemy chodzić jak zombie jak nie zaśniemy- uśmiechnęłam się. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Poczułem jak dziewczyna ściska moją dłoń, uśmiechnąłem się niezauważalnie pod nosem. Po opowiedzeniu przez niego jeszcze kilku opowieści, wszyscy poszli spać, z wyjątkiem mnie i chyba Vanessy. Nie byłem pewien czy śpi, czy nie.
- Śpisz? - szepnąłem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Puściła chłopaka i wróciliśmy na swoje miejsca. Starzec znowu opowiadał jakąś historię. Tym razem związaną z poprzednim życiem. Wszyscy z zafascynowaniem słuchali jego słów. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za dłoń. Tym krokiem okazał się Kai. Chyba zrobił to nieświadomie, bo cały czas ślepo wpatrywał się w starca. Jednak... jakoś mi to nie przeszkadzało. W sumie nie zdziwiłam mu się. Ja też gdybym była na jego miejscu bym się pobeczała. Delikatnie się u śmiechnęłam przenosząc ponownie wzrok na staruszka i lekko zaciskając jego dłoń. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Po chwili, również polowi przytuliłem dziewczynę. Starałem się uregulować oddech, a do oczu przestały się cisnąć łzy. Jezu, co za upokorzenie... ryczeć na oczach dziewczyny. Żenada. Jednak było mi dobrze, gdy staliśmy tak przytuleni, jej chyba też.
- Wracamy? - szepnęła.
- Chyba tak... - powiedziałem równie cicho.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Domyśliłam się, że była to opowieść... o nim. Chłopak ledwo powstrzymywał się od płaczu. W końcu odszedł gdzieś dalej w cień. Bez namysłu poszłam za nim. Usłyszałam jak krople łez upadają na ziemię. Przeciw dał oczy wierzchem dłoni starając się przestać. Jednak bezskutecznie. Powoli stanęłam naprzeciwko niego. Tamta ściana... To było miejsce gdzie ich zabito. Westchnęłam cicho. Bez słowa zbliżyła się i go przytuliłam. Cały drżał. Potrzebował tego. 
- No już... Wypłaca się, daj ujście emocjom... Zobaczysz że zrobi ci się lepiej... - wyszeptałam. 
Czułam bicie jego serca i jak po chwili również mnie przytula. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

- Musiałem szybko dorosnąć, ale dalej we mnie siedzi małe, niewinne dziecko. - lekko się uśmiechnąłem.
- Co znaczy, szybko dorosnąć? - spytała.
Otworzyłem lekko buzię, aby jej odpowiedzieć, lecz przeszkodził mi starzeć z naszej stacji. Zwoływał wszystkich do ognia, na codzienną opowieść. Gdy wszyscy już byli, napił się herbaty i zmierzył wszystkich wzrokiem.
- Dziś może wam opowiem, o pewnym żołnierzu i... - przejechał wzrokiem po wszystkich. - I chłopcu. - jego wzrok stanął na mnie, lekko się uśmiechnął. - Chłopiec ojca praktycznie nie zał, matka była z nim do czasu, aż skończył pięć lat. - Mieszkali na stacji Timirjazewskiej. Było im dobrze i życie płynęło jednostajnie i spokojnie, aż Timirjazewska padła pod naborem szczurów. - kątek oka spojrzałem na Vanessą, słuchała starca z zaciekawieniem i skupieniem. - Olbrzymie, szare, mokre szczury, bez żadnego uprzedzenia wysypały się z jednego z  ciemnych bocznych tuneli. Tunel ten prowadził do królestwa szczurów, miejsca, w które nie odważyłby się zapuścić najbardziej szalony poszukiwacz przygód. Nawet zagubiony, niezorientowany w podziemnych planach i przejściach wędrowiec, który zatrzymał by się na jego progu, wyczułby tchnące stamtąd czarne, straszne niebezpieczeństwo i odskoczyłby od ziejącej wyrwy jak od zadżumionego miasta. Nikt nie był straszny dla szczurów. Nikt nie schodził do ich włości. Nikt nie ośmielał się przekraczać ich granicy. Ale tym razem same przyszły. Wielu ludzi zginęło w dniu, s którym gigantyczne szczury, jakich nie widziano nigdy na ani na stacji, ani w tunelach, zalały żywym strumieniem wystawione posterunki i stację, grzebiąc pod sobą ich jej obrońców i ludność, zagłuszająca masą swych ciał ich przedśmiertelne krzyki. Pożerając na swojej drodze wszystko: martwych i żywych ludzi oraz swoich zabitych pobratymców - ślepo, bezlitośnie, poruszane niepojętną dla człowieka siłą szczury rwały do przodu, coraz dalej i dalej. Przeżyło tylko kilka osób. Nie kobiety, nie starcy, ani dzieci - nikt z tych, których zwykle w pierwszej kolejności się ratuje. Jeden z ocalałych obejrzał się; uczepiona jego rękawa kobieta z wykrzywioną strachem twarzą, ledwożywa, jej ciało było częściowo pożarte przez szczury, umierała. Zawołała, próbując przekrzyczeć chór rozpaczliwych jęków:
- Uratuj go, żołnierzu! Zlituj się!
Zobaczył, że kobieta podaje mu dziecięcą rączkę; maleńką, chudziutką dłoń, i chwycił tę dłoń, nie myśląc o tym, że ratuje komuś życie, lecz dlatego, że nazwano go żołnierzem i poproszono o litość. Słynął bohaterem na wszystkich stacjach. Cały czas, trzymał drobną rączkę uratowanego przez niego dziecka. Kaia. Pokochał go i postanowił wychować. A później? Później ta cała pieprzona władza strzelili mu i jego żonie w łeb, na oczach tego samego małego chłopca. Biedactwo. - mówiąc to, cały czas patrzył na mnie.
Zetknąłem się spojrzeniami z Vanessą, która mi się przyglądała, odwróciłem wzrok w zupełnie innym kierunku. Mocno zacisnąłem oczy, powstrzymując się cisnące do oczu łzy. Jak nigdy nie płaczę.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Na razie odpocznij. Za jakieś dwa tygodnie znowu będziesz mógł wychodzić- stwierdziłam. 
- Za dwa tygodnie?- jęknął- Co ja będę przez ten czas robić? 
- Daj spokój. Dwa tygodnie to i tak mało. Z resztą trochę odpoczniesz- odparłam. 
- No ale będzie mi się nudzić- burknął. 
- Oj marudzisz jak małe dziecko- zaśmiałam się krótko. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Przyglądałem się uważnie, co robi. Po jakimś czasie skończyła, ból się zmniejszył. Lecz zarżnięte (Bez skojarzeń xd) nadgarstki nadal piekły i szczypały.
- E tam, przecież to tylko zadrapania... - wzruszyłem ramionami.
- Kai... - powiedziała spokojnie.
- Serio. Przecież sama widzisz że praktycznie nic mi nie jest. - stwierdziłem.
- Kai! - lekko podniosła głos. - Nie bądź uparty i posłuchaj mnie.
Westchnąłem, kiwnąłem głową i spuściłem wzrok.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Wracając do swojej stacji zobaczyłam rannego Kaia. Odstawiłam Lou i podbiegłam do niego kucając obok. Miał kilka ran. Szybko przyniosłam apteczkę z bandażami. Przemyłam zadrapania wodą i opatrzyłam. Wyjęłam igłę. Chłopak spojrzał na mnie nieco wystraszony. 
- Spokojnie, nie bój się. Nie będzie bolało- upewniłam go i miejsce gdzie miał rozcięty łuk brwiowy przemyłam miętą i aloesem. 
Działało to jak znieczulenie. Ostrożnie zaczęłam zszywać ranę. Po dziesięciu minutach było skończone. Odetchnęłam z ulgą. 
- Na jakiś czas musisz sobie odpuścić misje- stwierdziłam. 

Kai? 

Od Kaia do Vanessy c.d

Staliśmy przy wyjściu, założyliśmy maski i gdy każdy był gotowy, wyszliśmy. Trzymałem broń w gotowości, szliśmy w grupie, jak zawsze. Nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy i chwilę później, coś ugryzło mnie w rękę. Krzyknąłem z bólu, wywołując u pozostałych panikę. Zza szczątków sklepu, wyszła zgraja zmutowanych, jak by wiedzieli że przyjdziemy. Czekali na nas. Nie mogłem odpędzić się od tych czarnych, szkaradnych stworów. Co chwilę wskakiwały mi na plecy i gryzły po kostkach i rękach, cały kostium zdążył z czarnego zmienić się w czerwony przy miejscach ugryzień. Gdy kilkunastu na mnie skoczyło, runąłem na ziemię i starałem się od nich odgonić. Nie tylko ja miałem taki problem.
- Gaz! Teraz! - krzyknął Dennis.
Wyciągnąłem z schowka granat z trującym dla nich gazem, odbezpieczyłem i położyłem obok siebie, kilka sekund później, wszyscy znajdowaliśmy się w gęstym dymie, część stworów ciekły, a część pozdychała. Wstałem, całe moje ciało przeszywał cholerny ból, zacisnąłem zęby.
- Szybko, musimy ich ostrzec! - krzyknął przywódca i biegiem ruszył w stronę metra.
Ruszyliśmy za nim, choć każdy był ranny i ciężko nam się biegło.
- Zamykać bramy! Stwory mogą przyjść! Szybko! - wrzeszczał na całe metro, powtarzając to kilka tysięcy razy.
Wróciłem do swojej stacji, zamykanie bram nie należy do mnie, więc mieliśmy wolne. Tam nikogo nie było, nawet Vanessy. Zacząłem się martwić, czy nigdzie nie poszła, czy nie wyszła na powierzchnię. Chciałem jej szukać, lecz zakręciło mi się w głowie, powoli zsunąłem się po ścianie, siadając na podłogę. Ściągnąłem kask i położyłem go obok siebie, dłonią dotknąłem rozciętego łuku brwiowego. Ściągnąłem rękawice i zakrwawioną kurtkę, syknąłem z bólu. I nagle zobaczyłem Vanessę. Zrobiło mi się o wiele lżej, widząc że nic jej nie jest.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Ale przyjdziesz potem?- spytałam z lekką nutką niepewności w głosie, patrząc na niego.
- Tak spokojnie. Wrócę- delikatnie się uśmiechnął i zniknął.
Mijała godzina za godziną. Co jak co, ale zaczynałam się powoli o niego martwić. Wiem, to głupie bo dopiero go poznałam. Z lekkiego zdenerwowania zaczęłam miętolić w palcach kawałek koszulki.

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

Siedzieliśmy tak, żadne z nas nic nie mówiło. Aż nagle pojawił się Nikołaj, rzucił mi strój Stalkerów i powiedział żebym się szykował, po czym odszedł. Chyba był dziś nie w humorze, jeszcze bardziej niż zwykle.
- Chyba muszę iść.. - westchnąłem i wstałem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Lou położyła się na moich kolanach. Nie było tutaj za wiele ludzi. Wyjęłam z kieszeni mały notes i długopis, po czym zaczęłam coś bazgrać. Nie mogłam tym dostrzec żadnych szczególnych kształtów. Dlaczego było tu tak strasznie nudno. Już nawet chciałam wyjść na powierzchnię ale ta myśl szybko zniknęła z mojej głowy. W dzień było równie dużo mutantów co w nocy. Westchnęłam cicho. 

Kai? hyh tiaaa...

Od Kaia do Vanessy c.d

- Kto to wie. - wzruszyłem ramionami. Chodziliśmy tak bez celu, aż dotarliśmy znów do naszej stacji. - Nie chce mi się już chodzić... - westchnąłem i usiadłem pod ścianą.
- Mi w sumie też nie... - stwierdziła i usiadła obok mnie.

Vanessa? Mamy zastój między nami = brak pomysłów ;c

Od Vanessy cd Kaia

Nie wiem czemu, ale gdy Kai pokazał mi tamtą parę, jakoś tam mi się lżej na sercu zrobiło. Czyli jednak da się jeszcze kochać. Poczułam się trochę senna. Błądziliśmy bez celu korytarzami, które co jakiś czas oświetlały pochodnie. 
- Ciekawe ile jeszcze to będzie trwało...- powiedziałam cicho.

Kai?

Od Kaia do Vanessy

- Właśnie, poza tym, nie jesteśmy jedyni. - powiedziałem wskazując na parę, która co chwilę się śmiała, całowała i wskakiwała co chwilę do wody.
Poszliśmy się przebrać. A później nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Zaczęliśmy się nawzajem ochlapywać. Chwilę potem dołączyły do nas nasze psy. Jedynie Vixen siedział gdzieś na wystającym ze ściany pręcie. Po dwudziestu minutach wyszliśmy na brzeg.
- Wiesz co. To trochę nie fair. My się tu śmiejemy i w ogóle, a nie przystało na takie czasy- stwierdziłam.
- Co to za problem. Czasy są jakie są. Dobrze jest się czasem pośmiać- odparł.
- W sumie to może i racja. Dobrze jest się czasem zabawić, żeby chodź na chwilę o tym wszystkim zapomnieć- wzruszyłam lekko ramionami.

Kai?

Od Kaia do Vanessy

Jeśli się nie ma żadnych zleceń ani zadań, ostatnie co nam pozostało to spacerować i mieć nadzieję. Do kilku minutach doszliśmy do zbiornika wody, który nazywali basenem. Vanessa spojrzała na mnie, delikatnie się uśmiechnęła i bez większego namysłu wskoczyła do wody. Po chwili się z niej wynurzyła.- No chodź, ciepła woda. - powiedziała przekonująco.
- Raczej nie...
- No dobra, to pomóż mi wyjść. - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę dłoń.
Kucnąłem i łapałem ją za rękę i dosłownie chwilę później, Nessy wciągnęła mnie do wody. Przeczesałem włosy ręką tym samym je stawiając.
- O ty. - lekko się uśmiechnąłem i ochlapałem ją wodą.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Lou i Bastien zjedli ze smakiem swoją porcję. Po posiłku błąkaliśmy się bez celu. Nie było tu zbytnio dużo miejsc gdzie można by było się przejść. Do robienia też zbytnio nic. Wróciliśmy do stacji. Poszliśmy na mały spacer korytarzami. Niekiedy natrafiliśmy się na małe szczeliny, przez które przebijały się promienie słońca. Chyba tylko ono to pamiątka po tamtym świecie. 

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

Wzięliśmy sobie schabowe ze świni i kilka ziemniaków. Zajęliśmy któryś ze zniszczonych stolików i zjedliśmy w spokoju. Sokół dziewczyny, wydziobywał z dziur w podłodze robaki. Widząc, że wszystkie psy też by sobie chętnie coś takiego zjadły, poszedłem do kucharek i wziąłem 5 schabowych. Wróciłem i dałem każdemu po jednym.

Vanessa?

Od Marcusa

Nie ma to jak błąkać się po metrze i nie wiedzieć co ze sobą zrobić. Co kogo nie napotkałem, to nie miał ochoty rozmawiać. Rozumiem, masakra apokalipsa itd... ale porozmawiać można, prawda?.
No nic, postanowiłem sobie dać spokój i znaleźć jakiś cichy ciepły kąt i przesiedzieć tam resztę życia. Będzie dla wszystkich prościej.
Ale pierw się przebiorę, nie będę przy umieraniu wyglądać jak niechluja. Kiedy wkroczyłem do swojej ,,kwatery'', jeżeli tak to mogę ująć. Od razu dobrałem się do szafy.
- Gdzie ona... a tu. - powiedziałem kiedy, schwyciłem upragnioną koszulkę. Po chwili przetrzepania szafy, wyszedłem tak: Wena twórcza. Nie pamiętam jak zdobyłem papierosy, ale jestem tym faktem uradowany. Wyjąłem paczkę z kieszeni, chwyciłem papierosa i po chwili miałem w ustach smak tytoniu. Tak jestem uzależniony od tytoniu... no trudno, już mi się nawet z tym walczyć nie chce... mam lenia.
Kiedy wędrowałem, przez różne korytarze ujrzałem kąt. Podszedłem, klapnąłem i dokańczałem papierosa delektując się tą chwilą. Nie jestem z tych milutkich chłopaczków. Niektórzy mówią, że boją się na mnie spojrzeć a ja wtedy się z nich śmieje.
Kiedy skończyłem palić, rozłożyłem nogi wzdłuż i zacząłem nucić moją piosenkę. Ale obserwowałem czy ktoś nie idzie. Nie lubię kiedy ktoś, mnie złapie na śpiewaniu. Nigdy, jeszcze nikomu nie śpiewałem, niech na razie tak zostanie. Ale niestety los chciał inaczej.
-No proszę, proszę... ktoś tu ma talent do śpiewania. - osoba ukryta w cieniu zaczęła klaskać. A ja jak oparzony zerwałem się z miejsca.
-Co ty... - Nic innego wydusić z siebie nie mogłem.

Ktosiu?

Od Vanessy cd Kaia

- Mhm. Chociaż jak się spodziewam dania będą na poziomie średniowiecza...- na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Chłopak zaśmiał się i pomógł mi wstać. Ruszyłam za nim. Jednak po kilku krokach, moje pupile się obudziły. Wzięłam Lou na ręce, a Vixen spoczął na moim ramieniu. Bastien tradycyjnie szedł obok mnie. Po dwudziestu minutach dotarliśmy do jakiegoś miejsca gdzie można na w miarę spokojnie zjeść.

Kai?

Od Kaia do Vanessy

Kiwnąłem zrozumiale głową i przetarłem oko ręką. Mijały sekundy, minuty i godziny, rozmawialiśmy prawie że do rana, żadne z nas nie odczuwało zmęczenia. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli się budzić, jedni poszli do zbiornika wody, aby się odświeżyć, jeszcze inni poszli coś zjeść.
- Idziemy coś zjeść? - spytałem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Za ciekawie to to nie brzmi...- nieco się skrzywiłam- Byłam kilka razy na powierzchni, ale nie widziałam z bliska żadnego mutanta- dodałam.
- Jakie masz stanowisko?- spytał.
- Medyk- odparłam.
- I wychodziłam na powierzchnię?- kolejne pytanie.
- Tak. Musiałam wychodzić po różne lecznicze rośliny. Tutaj w metrze ciężko znaleźć jakiegoś zielarza. A jak już znalazłam to nie miał akurat tego co chciałam, więc musiałam wychodzić- wyjaśniłam.
- Nie mogę uwierzyć że się nie bałaś i że nie spotkałaś żadnego mutanta- powiedział.
- Oczywiście że się bałam. Puszczałam na zwiady Vixena. Czasami szukałam dwa dni jednej, małej roślinki. Jako iż Lou jest mała potrafi przemknąć niezauważona i coś mi przynieść- odparłam.


Kai?

Od Kaia do Vanessy

- No niestety... - westchnąłem i pogłaskałem Axela po jego puszystej sierści. - Ale kto wie, może promieniowanie się zmniejszy, stwory znikną a my będziemy mogli wyjść. Lecz wtedy, już nic nie będzie takie jak dawniej. Na powierzchni wszystko jest zniszczone.
- Byłeś tam? - nie zmieniała tonu głosu.
- Jestem Stalkerem, często tam chodzę. - odpowiedziałem.
- Widziałeś kiedyś zmutowanego? - spytała, kiwnąłem głową. - Jak on wygląda?
- Cały czarny. Wydawać się może że nie ma oczu, ale nich to cię nie zmyli, widzi wszystko dookoła siebie i w promieniu około 2-3 kilometrów. Cały jest pokryty czarną mazią, jak by smołą. Pełzają i zostawiają za sobą ślady, zupełnie jak ślimaki. - wyjaśniłem.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Kiedy płomień stał się większy, położyłam się nieco bliżej ogniska tym samym ogrzewając ręce. Mrok tuneli nieco mnie przerażał. Chciałam żeby nastał już dzień. Chociaż będąc ciągle w metrze nie miało to żadnego znaczenia. Dzień, noc. Nie było różnicy. I tak było ciemno. Pragnęłam znowu zobaczyć ten piękny świat, który istniał kiedyś. Żeby już nie musieć się martwić o następny dzień. Wyjęłam z kieszeni kilka starannie złożonych karteczek. Były to zdjęcia. Prawdopodobnie jedyna pamiątka bo tamtym życiu. Przedstawiały one naturę, drzewa, łąki. Cały ten piękny krajobraz sprzed lat. Wśród nich było też zdjęcie mojej rodziny. Uśmiechnięte twarze przywróciły we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa. Delikatnie zacisnęłam je w dłoni. Usiadłam obok chłopaka, na powrót przypominając sobie lepszy świat.
- Kiedyś... Było tak pięknie... Ten obraz lepszego świata... Został już tylko w naszej pamięci...- wyszeptałam niby do siebie, ale też po części do Kaia.

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

- Tak... chodźmy. - westchnąłem.
Jeszcze nim weszliśmy w ciemny tunel, obróciłem głowę i ostatni raz spojrzałem w to miejsce, ruszyliśmy na swoją stację. Dołożyłem dwa drewienka do ogniska, ponieważ zrobiło się strasznie zimno przez  przygasający płomień.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Nie mogłam zasnąć- przechyliłam głowę delikatnie w bok- A ty? 
- Yhh, powiedzmy że dręczą mnie koszmary...- powiedział cicho, nie odrywając ręki od plamy krwi.
Jego głowa była spuszczona. Ostrożnie przejechał palcami w dół, żeby w końcu oderwać rękę od ściany. Chyba nawet głupi by się domyślił, że ma związane z tym miejscem nieprzyjemne wspomnienia. Powoli podeszłam i również przyłożyłam dłoń do plamy krwi. Momentalnie znowu przeszył mnie dreszcz. Wystarczyło żebym delikatnie dotknęła jej opuszkami palców i już ją odsunęłam. Na jego twarzy malował się lekki strach i przerażenie, częściowo ukrywane przez mrok jaki tu panował. 
- Chodźmy już...- delikatnie musnęłam jego dłoń swoją.

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

Znów ten sam sen, co nęka mnie prawie codziennie i nie daje spać. Oni stoją pod ścianą, mnie trzyma jeden ze strażników. Nagle rozchodzą się dwie strzały, które trafiają w głowi mamy i taty. Krew na ścianie, okropny widok. Gwałtownie się przebudziłem. Wszyscy spali a ognisko stopniowo przygasało. Przetarłem twarz i wstałem. Tak samo jak Sorin, Axel i Max. Po cichu ruszyłem w stronę ciemnego korytarza, 800 metrów dalej weszliśmy na najmniejszą stację w metrze. To to miejsce, śni mi się co noc. Kiedyś, była tu rzeźnia. Zabijali tu ludzi. Dotychczas znajdują się tu liczne plamy krwi, podszedłem do ściany, przy której stali moi rodzice. Były na niej dwie plamy krwi, powoli przejechałem palcem po jednej, aż nagle Axel zaczął warczeć. Wzdrygnąłem się i obróciłem, tuż za nami stała Vanessa. Śledziła mnie? Na to wygląda.
- Co ty tu robisz? - spytałem cicho, odrywając dłoń od ściany.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

Spojrzałam w stronę chłopaka. On również miał psy. Wzięłam Lou w drugą, wolną rękę i usiadłam gdzieś pod ścianą. Bastien położył się, tym samym robiąc z siebie poduszkę. Ułożyłam delikatnie głowę na jego brzuchu. Vixen z Lou położyli się obok mnie. Powoli, stopniowo zamykałam oczy. Miałam je już prawie przymknięte. Te dwa psy i sokół wędrowny t ostatnie co mi zostało. Rodzice gdzieś zaginęli, bracia też... Właściwie to zostałam sama. Kto wie, czy oni jeszcze w ogóle żyją. Czułam delikatne ciepło płynące z ogniska. Jak na złość dotknęło mnie znowu to głupie uczucie, które tak bardzo chciałam z siebie wyrzucić. Samotność. Co prawda miałam jeszcze Bastiena, Lou i Vixena, ale potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym normalnie porozmawiać. Drugiego człowieka. Dlaczego przyszło mi żyć w takich czasach. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. W końcu zamknęłam oczy w celu pogrążenia się w głębokim śnie. Jednak mimo wielkich starań chodź na chwilę nie mogłam odpłynąć do błogiej krainy bez zmartwień, wojen i innych niebezpieczeństw. Jedynie tam czułam się bezpieczna.

Kai?

Od Kaia do Vanessy c.d

Stałem za dziewczyną, przyglądając się jej zwierzakom. Po chwili jednak stwierdziłem że to bez sensu i że nie będę im przeszkadzał. Usiadłem pod ścianą, w rogu. Odchyliłem głowę lekko do tyłu, tym samym opierając ją o ścianie. Nagle poczułem że ktoś muska moją dłoń. Był to Max, a zaraz za nim stali Axel i Sorin.
- Hej chłopaki. - powiedziałem cicho, żeby tylko oni mnie usłyszeli i zacząłem ich tarmosić.

Vanessa?

Od Vanessy cd Kaia

- Tak. Wszystko okej- fala włosów zasłaniała częściowo moją twarz- Za mili to oni nie są...- dodałam ciszej.
- No wiesz, nie ma co się dziwić- odparł- Jestem Kai.
- Dlaczego mówisz mi swoje imię? Nie boisz się że mogłabym to jakoś źle wykorzystać...? Sam mówiłeś przed chwilą że czasy są ciężkie. Nie można teraz nikomu ufać- uniosłam delikatnie głowę.
- Nie wyglądasz na taką- powiedział spokojnie.
- Pozory mylą- spojrzałam na niego.
- Warto czasem zaryzykować- na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Vanessa...- powiedziałam cicho.
Jego twarz oświetlał blask ogniska. Bez słowa wstałam i skierowałam się w stronę okrytego cieniem tunelu.
- Gdzie idziesz?- spytał chłopak.
Nic nie odpowiedziałam tylko zagwizdałam.
Z mroku wyłonił się duży pies. Kai gotów był zaatakować, ale go powstrzymałam. Owczarek usiadł przede mną. Kucnęłam i podrapałam psa za uchem.
- Hej Bastien. Gdzie Lou i Vixen?- spytałam.
Owczarek odwrócił głowę. Po chwili wyłonił się mały psiak, a nad nim leciał sokół wędrowny. Wyjęłam z kieszeni rękawicę i zakładając ją na prawą dłoń, wyciągnęłam przed siebie rękę. Ptak posłusznie na niej usiadł, a mniejszy pies zatrzymał się obok Bastiena. Kąciki moich ust niezauważalnie drgnęły. 

Kai?

Od Kaia do Vanessy

Było już dość późno, skończyłem właśnie służbę. Wróciłem do naszej stacji, gdzie było już kilka osób. Usiadłem z boku, przy ognisku i wpatrywałem się w cichy w ogień. Aż nagle usłyszałem głosy dwóch, starszych strażników. Po kilku chwilach wyłonili się z ciemności, jeden z nich trzymał jakąś dziewczynę mocno za ramię.
- Widzę że was tu mało, więc macie ją. - rzucił chłodno i pchnął ją w stronę ognia.
- To że nas tu mało, nie znaczy że chcemy nowe osoby. - warknął jeden z naszej stacji.
Strażnicy nie zwrócili na niego uwagi, po prostu odeszli. Dziewczyna siedziała na podłodze, ze spuszczoną nisko głową, lecz nie wyglądała na jakąś specjalnie przestraszoną. Podszedłem do niej i kucnąłem przed nią.
- Wszystko w porządku? - spytałem.

Vanessa?

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Nikołaja CD. Arkadiusza

Siedziałem przy biurku Rey'a. Położyłem łokcie na blacie i splotłem palce, przystawiając je do ust. Black przyglądał mi się uważnie, ja natomiast próbowałem unikać jego wzroku. Gdybym spojrzał mu w oczy, byłbym pewien, że już się nie wymigam z planu dowódcy. Cokolwiek on planuje.
- Nikołaj, mam dużą prośbę - odezwał się wreszcie. Zmusiłem się, by nie zerknąć na niego, nawet kątem oka. Patrzyłem po ścinach, po stojących dookoła gabinetu szafkach, ale nie patrzyłem na Rey'a. Broń mnie Panie Boże od niego! - Dennis mnie wzywa, potrzebuje w czymś mojej pomocy. Tylko jest pewien problem, bo na za tydzień miałem umówioną wyprawę do Biblioteki.
- Ah, czyli teraz na zwiady trzeba się umówić? - mruknąłem. - I to jeszcze do Biblioteki? Co, bibliotekarkę żeś spotkał i się zadurzyłeś? Kuźwa, Rey, nie ma mowy! O cokolwiek chcesz prosić, mówię stanowcze NIE.
- Nawet ci nie wytłumaczyłem o co chodzi - walnął pięścią w biurko. Podskoczyłem niezauważalnie. Złość emanowała od dowódcy, nawet ja nie mogłem znieść takiej presji. - Potrzebuję informacji. A ty jesteś jednym z najlepszych stalkerów.
- Ty jednak jesteś lepszy, dowódco. Chyba muszę jednak odmówić - już odsuwałem krzesło, by wstać, gdy Rey nagle złapał mnie za koszulkę i pociągnął do siebie, tak, że wylądowałem brzuchem na biurku. - Co tobie? Odczep się.
- To WAŻNE! - warknął, nie luzując uścisku. Patrząc mu w oczy dziwnym by było, gdybym nie uległ prośbom. Hipnoza - można to tak nazwać. - O celu misji powiedz tylko kilku osobom, które na pewno wrócą do metra. Te osoby muszą być profesjonalistami!
- Nie możesz z nami iść? Spotkaj się z Dennisem teraz - wyrwałem koszulkę z uścisku Rey'a i ponownie usiadłem na krześle obrotowym.
- Taki mam zamiar, tylko że Dennis jest na WOGNie. Zanim dotrę tam, posprzątam i wrócę, to minie już trochę czasu. A ze sprawą z Biblioteki zwlekać nie można.
- Więc o co chodzi?
- Ludzie. Ludzkie ślady wokół Biblioteki.
Natychmiast spoważniałem, gdy po moim pytaniu: "Może stalkerzy albo kupcy?" Rey przecząco potrząsnął głową.


***

Czując niespodziewane uderzenie, skrzywiłem się, ale nie wydałem z siebie nawet najcichszego dźwięku. Spojrzałem na mężczyzn. Jednego poznałem od razu, drugiego kojarzyłem zaledwie z opowieści starych kupców, co to są na tyle odważni, by wyjść na powierzchnię bez broni.
- Baca, uważaj jak chodzisz - burknąłem. Przyglądałem się jednak nie Mirkowi, a jego koledze, o ile byli kolegami. - Zabezpieczyłeś chociaż broń, kiedy chodzisz po metrze?
- Uważasz mnie za kretyna? Oczywiście, że to zrobiłem - rzekł z wyraźną urazą w oczach. Skinąłem głową, nie chcąc rozpoczynać kłótni.
- Walić to. Jest sprawa ważniejsza, raczej dwie sprawy. Po pierwsze - kim jest twój znajomek? - zwróciłem się z pytaniem do mężczyzny stojącego obok. Wyglądał na takiego, co spędza przy dobieraniu ciuszków bardzo dużo czasu. Zmarszczyłem brwi na samą myśl o tym, że facet mógłby zachowywać się jak kobieta. Nie chciałem jednak z góry go przekreślać, przecież mógłby być typem mnie. Elegancki, ale rozważny i męski.
- Kai Evans - wyciągnął rękę, uśmiechając się. Uścisnąłem mu dłoń, choć nie byłem zwolennikiem wdawania się w kontakt fizyczny z nowo poznanymi osobami. "Kuźwa fetyszysta od siedmiu boleści" - skarciłem sam siebie.
- Po drugie - zacząłem, gdy zwolniłem uścisk i skrzyżowałem ramiona na piersi - wiem, że dopiero wróciliście z powierzchni, ale potrzebuję ekipy, żeby wyjść. Rozkaz Rey'a.
- Mógł sam do nas przyjść, jeśli czegoś chce - zauważył Kai.
- Ale przyszedł do mnie - przewróciłem oczami. - Wysyła nas do Biblioteki. Z tego co wiem - na zwiad.
- Do Biblioteki? A na cholerę aż tam? Rey zwariował? - oburzył się Mirek, mocniej ściskając uchwyt swojej broni. - Przecież jak wyjdziemy do Biblioteki, to już stamtąd nie wrócimy.
- Dlatego mam zebrać duży zespół, minimum 10 osób. Coś musi być ważnego tam na górze, że Rey'owi na tym całkiem bardzo zależy. Chętni jesteście czy nie? - chciałem otrzymać odpowiedź jak najszybciej. Nie mogłem ryzykować, że Rey się zdenerwuje, z nim wolałem się nie bić. Zbyt duży autorytet. - Słuchajcie, potrzebuję profesjonalistów. Mirek, jesteś dobry koleś w te klocki. Nie wiem jak ty, Kai, ale wierzę, że też.


<Bacu? Kai'u?>

Od Arkadiusza do chętnego

Ostrożnie podążałem w głąb lasu z przeładowaną wiatrówką z jednej strony opartą o mój lewy bark, a z drugiej o moje prawe przedramię oraz z palcem wskazującym na spuście. Szedłem cicho jak kot. O poranku całe towarzystwo cichło i można było na spokojnie wyjść na zewnątrz. Rozdzieliłem się z Kai'em przy wyjściu na dwie strony. Ja poszedłem na prawo, a on na lewo, w ten sposób mogliśmy więcej znaleźć, ale za cenę własnego bezpieczeństwa. Może to nas surowo przypłacić życiem, ponieważ w grupie bezpieczniej, ale teraz masakrycznie brakowało nam podstawowych surowców. Nie ważne ile mogło by to nas kosztować, teraz liczyła się każda sztuka drewna, każdy skrawek żelaza lub innego metalu, każdy kilogram torfu oraz każdy litr ropy. O dziwo dziś było ciepło nawet z rana i moja twarz pociła się pod maską gazową. Czemu maska gazowa? Hmm.. Może dlatego, iż mamy takie genialne czasy. Pozostała nas grupka. Namiastka z prawie parunastu miliardów ludzi. Zaledwie nie cała czterdziestka. To było beznadziejne. Jeszcze pamiętam dzień w którym stało się to cholerstwo. Śmiałem się idąc przez miasto wraz z Erykiem z propagandy w mediach. Błagam was ludzie, każdy zna prawdę, medialne kłamstwa nie przejdą nam przez gardło. Prowadziłem wtedy swoją sworę na spacer po parku, Eryk mi pomagał i prowadził Urala koło nogi, a ja pozostałą dwójkę. Spędziliśmy w Moskwie miły urlop u Honoraty. Zaprosiła nas to skorzystaliśmy z zaproszenia. Tak mieliśmy świętować nasze trzylecie, bycia razem oraz mój powrót po wojnie. Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Utknąłem w wirze wydarzeń. Następnego dnia go nie spotkałem, drugiego też, tak samo było z trzecim, czwartym, piątym i każdym innym, aż do chwili obecnej. Przypominając sobie tą tak bolącą prawdę. Zatrzymałem się, aby się ogarnąć do dalszej wędrówki. Nie mogę być otumaniony wspomnieniami.
   ******
Wróciłem do metra z truchłem w plecaku i workiem pod pachą wypełnioną torfem, który przypadkiem znalazłem. Mojemu towarzyszowi trafiły się lepsze łupy. Aż sześciu kilogramowy zgniotek aluminium i również sporo drewna na opał lub inne wyroby. Ku naszemu szczęściu dziś było naprawdę spokojnie. Nieśliśmy rzeczy do "magazynu". Położyliśmy wszystko w wolnym miejscu. W sumie wszędzie tam było wolne miejsce. Kiedy wychodziłem z pomieszczenia niechcący uderzyłem kogoś w brzuch lufą broni palnej. <ktoś? Coś?>
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony