poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Arkadiusza do chętnego

Ostrożnie podążałem w głąb lasu z przeładowaną wiatrówką z jednej strony opartą o mój lewy bark, a z drugiej o moje prawe przedramię oraz z palcem wskazującym na spuście. Szedłem cicho jak kot. O poranku całe towarzystwo cichło i można było na spokojnie wyjść na zewnątrz. Rozdzieliłem się z Kai'em przy wyjściu na dwie strony. Ja poszedłem na prawo, a on na lewo, w ten sposób mogliśmy więcej znaleźć, ale za cenę własnego bezpieczeństwa. Może to nas surowo przypłacić życiem, ponieważ w grupie bezpieczniej, ale teraz masakrycznie brakowało nam podstawowych surowców. Nie ważne ile mogło by to nas kosztować, teraz liczyła się każda sztuka drewna, każdy skrawek żelaza lub innego metalu, każdy kilogram torfu oraz każdy litr ropy. O dziwo dziś było ciepło nawet z rana i moja twarz pociła się pod maską gazową. Czemu maska gazowa? Hmm.. Może dlatego, iż mamy takie genialne czasy. Pozostała nas grupka. Namiastka z prawie parunastu miliardów ludzi. Zaledwie nie cała czterdziestka. To było beznadziejne. Jeszcze pamiętam dzień w którym stało się to cholerstwo. Śmiałem się idąc przez miasto wraz z Erykiem z propagandy w mediach. Błagam was ludzie, każdy zna prawdę, medialne kłamstwa nie przejdą nam przez gardło. Prowadziłem wtedy swoją sworę na spacer po parku, Eryk mi pomagał i prowadził Urala koło nogi, a ja pozostałą dwójkę. Spędziliśmy w Moskwie miły urlop u Honoraty. Zaprosiła nas to skorzystaliśmy z zaproszenia. Tak mieliśmy świętować nasze trzylecie, bycia razem oraz mój powrót po wojnie. Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Utknąłem w wirze wydarzeń. Następnego dnia go nie spotkałem, drugiego też, tak samo było z trzecim, czwartym, piątym i każdym innym, aż do chwili obecnej. Przypominając sobie tą tak bolącą prawdę. Zatrzymałem się, aby się ogarnąć do dalszej wędrówki. Nie mogę być otumaniony wspomnieniami.
   ******
Wróciłem do metra z truchłem w plecaku i workiem pod pachą wypełnioną torfem, który przypadkiem znalazłem. Mojemu towarzyszowi trafiły się lepsze łupy. Aż sześciu kilogramowy zgniotek aluminium i również sporo drewna na opał lub inne wyroby. Ku naszemu szczęściu dziś było naprawdę spokojnie. Nieśliśmy rzeczy do "magazynu". Położyliśmy wszystko w wolnym miejscu. W sumie wszędzie tam było wolne miejsce. Kiedy wychodziłem z pomieszczenia niechcący uderzyłem kogoś w brzuch lufą broni palnej. <ktoś? Coś?>
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony