piątek, 10 lipca 2015

Od Kaia do Vanessy c.d

- Musiałem szybko dorosnąć, ale dalej we mnie siedzi małe, niewinne dziecko. - lekko się uśmiechnąłem.
- Co znaczy, szybko dorosnąć? - spytała.
Otworzyłem lekko buzię, aby jej odpowiedzieć, lecz przeszkodził mi starzeć z naszej stacji. Zwoływał wszystkich do ognia, na codzienną opowieść. Gdy wszyscy już byli, napił się herbaty i zmierzył wszystkich wzrokiem.
- Dziś może wam opowiem, o pewnym żołnierzu i... - przejechał wzrokiem po wszystkich. - I chłopcu. - jego wzrok stanął na mnie, lekko się uśmiechnął. - Chłopiec ojca praktycznie nie zał, matka była z nim do czasu, aż skończył pięć lat. - Mieszkali na stacji Timirjazewskiej. Było im dobrze i życie płynęło jednostajnie i spokojnie, aż Timirjazewska padła pod naborem szczurów. - kątek oka spojrzałem na Vanessą, słuchała starca z zaciekawieniem i skupieniem. - Olbrzymie, szare, mokre szczury, bez żadnego uprzedzenia wysypały się z jednego z  ciemnych bocznych tuneli. Tunel ten prowadził do królestwa szczurów, miejsca, w które nie odważyłby się zapuścić najbardziej szalony poszukiwacz przygód. Nawet zagubiony, niezorientowany w podziemnych planach i przejściach wędrowiec, który zatrzymał by się na jego progu, wyczułby tchnące stamtąd czarne, straszne niebezpieczeństwo i odskoczyłby od ziejącej wyrwy jak od zadżumionego miasta. Nikt nie był straszny dla szczurów. Nikt nie schodził do ich włości. Nikt nie ośmielał się przekraczać ich granicy. Ale tym razem same przyszły. Wielu ludzi zginęło w dniu, s którym gigantyczne szczury, jakich nie widziano nigdy na ani na stacji, ani w tunelach, zalały żywym strumieniem wystawione posterunki i stację, grzebiąc pod sobą ich jej obrońców i ludność, zagłuszająca masą swych ciał ich przedśmiertelne krzyki. Pożerając na swojej drodze wszystko: martwych i żywych ludzi oraz swoich zabitych pobratymców - ślepo, bezlitośnie, poruszane niepojętną dla człowieka siłą szczury rwały do przodu, coraz dalej i dalej. Przeżyło tylko kilka osób. Nie kobiety, nie starcy, ani dzieci - nikt z tych, których zwykle w pierwszej kolejności się ratuje. Jeden z ocalałych obejrzał się; uczepiona jego rękawa kobieta z wykrzywioną strachem twarzą, ledwożywa, jej ciało było częściowo pożarte przez szczury, umierała. Zawołała, próbując przekrzyczeć chór rozpaczliwych jęków:
- Uratuj go, żołnierzu! Zlituj się!
Zobaczył, że kobieta podaje mu dziecięcą rączkę; maleńką, chudziutką dłoń, i chwycił tę dłoń, nie myśląc o tym, że ratuje komuś życie, lecz dlatego, że nazwano go żołnierzem i poproszono o litość. Słynął bohaterem na wszystkich stacjach. Cały czas, trzymał drobną rączkę uratowanego przez niego dziecka. Kaia. Pokochał go i postanowił wychować. A później? Później ta cała pieprzona władza strzelili mu i jego żonie w łeb, na oczach tego samego małego chłopca. Biedactwo. - mówiąc to, cały czas patrzył na mnie.
Zetknąłem się spojrzeniami z Vanessą, która mi się przyglądała, odwróciłem wzrok w zupełnie innym kierunku. Mocno zacisnąłem oczy, powstrzymując się cisnące do oczu łzy. Jak nigdy nie płaczę.

Vanessa?
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony