środa, 15 lipca 2015

Od Nikołaja cd. Marcusa

Siedzieliśmy w niewielkim, z lekka zaniedbanym barze, który prawdopodobnie niegdyś był całkiem popularną restauracją, jeszcze za pamiętnych czasów sprzed katastrofy.
W pomieszczeniu było maksymalnie 6 lub 7 stolików, natomiast ludzi od pieruna. Wcisnęliśmy się do stolika w najdalszym krańcu baru, by uniknąć bójek i tłoku.
Zamówiłem sobie dwie szklanki bimbru, jako że bar oferował ten alkohol za darmo. Marcusowi załatwiłem szklankę czystej za pół ceny. Musieli ją najwidoczniej z czymś zmieszać przez przypadek, bo chłopak wydawał się nieporuszony smakiem napoju.
Jego pytanie o mój pseudonim dotarło do mnie dopiero po chwili, ponieważ wpatrzony w ładną barmankę odciąłem się na jakiś czas od rzeczywistości.
- Wołają na mnie Halo - odpowiedziałem, trzymając szklankę przy ustach. - Nie pytaj nawet dlaczego, sam nie wiem. Znajomy kiedyś tłumaczył mi to tym, że lubię zwracać na siebie uwagę, a słowo "halo" właśnie tak działa.
- No proszę, taki poważny jesteś, a lubisz towarzystwo innych? - zaśmiał się cicho, kładąc łokcie na blacie. - Kto by się spodziewał?!
- Nie lubię zwracać na siebie uwagi! - krzyknąłem. W tej samej chwili kilka osób zwróciło wzrok w naszym kierunku. Marcus chwilę spoglądał dookoła, po czym wybuchnął śmiechem. Złapał się za brzuch, prawie spadając z krzesła. Ludzie dalej na nas patrzyli, dlatego by odpędzić ich upierdliwe spojrzenia, zdjąłem z pleców strzelbę i oparłem ją o krzesło tak, by wszyscy moje cudeńko widzieli. Natychmiast każdy z gapiów odwrócił wzrok.
- Strasznie nieprzyjemny z ciebie koleś. Przynajmniej przez jakiś czas - wydyszał Marcus, gdy opanował napad śmiechu i wrócił do normalnego stanu.
- Praca Stalkera wymaga opanowania i wiecznie wściekłej twarzy.
- Tak jakby mutanty miałyby się zmarszczonych brwi wystraszyć - parsknął lekceważąco.
- Nie, nie, nie chodzi o mutanty, a o ludzi. To oni tutaj stanowią największe zagrożenie w szeregach Stalkerów. Nieudacznik spartoli robotę, za to można takich łatwo kontrolować i to moje zadanie - wyjaśniłem, uśmiechając się przy tym.
- Sprawia ci przyjemność pomiatanie innymi? - Marcus zerknął na mnie z nieco niepewną miną.
- Jakby na świecie nie było innych przyjemności, to może i byłoby to miłe. Ale że są takowe nawet w metrze, to raczej pomiatanie innymi jest po prostu jednym z zadań w pracy - wzruszułem ramionami, sięgając po szklankę z bimbrem. Była ona pełna do połowy (a może pusta w połowie?), mimo to wyzerowałem na raz, a szklanka mała nie była.
Sięgnąłem do kieszeni po niewielkie pudełeczko po zapałkach, wysunąłem je i wyjąłem małą, białą tabletkę przeciwbólową. Ta niestety nie służyła do przeznaczonych jej celów.
Rozkruszyłem trzy tabletki na serwetce widelcem, po czym wsypałem sobie proszek do ust z dużym zamachem. Spojrzałem na Marcusa kątem oka, gdy szykowałem kolejne dwie tabletki do rozkruszenia. Chłopak wydawał się bardzo zdziwiony.
- Co? - mruknąłem.
- Nie za dużo tego? - zapytał, krzyżując ramiona na piersi.
- Nałogowcom nie można zabierać ich zabawek, pamiętaj o tym, jeśli wpadnie ci do głowy jakiś głupi pomysł - uśmiechnąłem się, wsypując sobie do ust kolejną porcję proszku. Ulga i przyjemność były natychmiastowe.
- Nie szkoda ci tyłu leków? Mógłbyś za to kupić sobie fajną broń - powiedział - lekomanie. - Dodał dobitnie. Obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem, ale postanowiłem udać nieporuszonego i obojętnego, dlatego uśmiechnąłem się tylko pod nosem, jak gdyby nigdy nic.
- Dosyć gadania o mnie. Powiedz coś o sobie - wskazałem na niego dłonią.
- Nie wyglądasz na takiego, co chce słuchać o innych - zauważył, marszcząc brwi. Zaśmiałem się.
- Jeszcze dwie szklanki i kilka działek leków temu nigdy bym o coś takiego nie poprosił - z tymi słowami pomachałem do barmanki, by ta przyniosła nieco więcej alkoholu.

Marcus? Jest alkohol, jest zabawa, rajt?
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony